Promowanie czytelnictwa to ostatnio modny temat w naszym kraju. Nic dziwnego, skoro Polacy omijają biblioteki i księgarnie szerokim łukiem. Liczne kampanie społeczne, na czele z akcją „Cała Polska czyta dzieciom” mają za zadanie przekonać społeczeństwo, że książki są i ważnym i ciekawym elementem naszego życia.
Biblioteka Uczelniana postanowiła dorzucić małe co nieco do rozwijania zainteresowań czytelniczych wśród dzieci, goszcząc w swoich murach rozbrykaną grupę przedszkolaków. 6- i 7-latki przyszły w odwiedziny z pobliskiego Prywatnego Przedszkola im. Marii Montessori, mieszczącego się w budynku Kolegium Nowego PANS.
Podczas wizyty dzieci dowiedziały się m.in. jak można korzystać z katalogów komputerowych w celu wypożyczenia książki. W pełnym niecierpliwości napięciu cała grupa czekała, czy pani bibliotekarce uda się odnaleźć „Baśnie” Andersena na półce. Udało się, za co pani Joasia została nagrodzona brawami.
Następnie dzieci udały się do czytelni. Okazało się, że doskonale wiedzą, czym się ona różni od wypożyczalni. Równie dobrze poradziły sobie z czytaniem wierszyków, które nawet dorosłego przyprawiają o pooplątanie języka. Wszyscy zasłużenie otrzymali plakietkę z tytułem SUPER CZYTELNIK.
Dużym powodzeniem wśród przedszkolaków cieszyła się bramka antykradzieżowa. Ochotnicy mogli wcielić się w rolę książkowych złodziejaszków i zobaczyć jak działa bramka, kiedy chce się wynieść książkę, nie informując o tym bibliotekarza. Przez kilka chwil było naprawdę głośno!
Po takich trudach nastąpiła ostatnia część wycieczki. Dzieci udały się tajemnym wejściem do samego serca biblioteki, do którego wstęp mają tylko pracownicy. Mowa o magazynie, skrywającym to, co w bibliotekach najcenniejsze. Informacja, że spośród 60-tysiecznego zbioru, prawie 20 tysięcy książek pochodzi od jednego ofiarodawcy zrobiła na przedszkolakach niemałe wrażenie. A jeszcze większy okrzyk zdziwienia dało się słyszeć, kiedy dzieci zobaczyły, ile regałów zajmuje wspomniany księgozbiór i usłyszały, że to wszystko kiedyś pomieściło się w czteropokojowym mieszkaniu w jednym z warszawskich bloków. Trzeba było uważać żeby w tym labiryncie żadne dziecko nie zagubiło się… bądź nie trafiło kolejnym tajemnym wejściem do krainy fantazji… Chociaż ta druga opcja mogłaby być całkiem interesująca..